Anna przez 5 lat była już w związku małżeńskim. Wzięła ślub cywilny. Małżeństwo rozpadło się po kilku latach. - Ten związek okazał się nieporozumieniem - wyznała Anna.
Richard Gere i Alejandra Silva. W 2018 roku, w wieku 68 lat, aktor Richard Gere — najlepiej znany z roli w filmie Pretty Woman — poślubił 35-letnią Alejandrę Silvę w swojej posiadłości w stanie Nowy Jork. 5. Elton John i David Furnish. Piosenkarz Elton John (67) wziął ślub z Davidem Furnishem (52) po 20 latach związku.
Rozpad związku po 10 latach Jam mam 35 lat, on 38. Ślub był planowany już 6 lat temu, prawie wszystko było załatwione. Nieszczęśliwie się złożyło, że zaszłam w ciążę i
Vay Tiền Nhanh Ggads. amelka Panna młoda, Warszawa Witam:) Jestem na V roku psychologii. Zainteresowało mnie zjawisko małżeństw zawieranych po latach trwania w związku nieformalnym. Byłabym wdzięczna każdej osobie, która byłaby chętna, aby opowiedzieć tu własną historię lub też kogoś ze znajomych:) Co spowodowało, że jednak zapadła decyzja o tym, żeby wziąć ślub? Konto usunięte Gość na weselu, Warszawa Znam jedną taką parę są ze sobą około 11 lat , a ślub biorą w czerwcu 2010 . Nie wiem co dokładnie spowodowało , że podjęli taką decyzję ...ale wiem tylko tyle , że postawili sobie takie ultimatum : " Albo bierzemy ślub albo się rozchodzimy " . Po już dłuższym czasie częściej się kłócili , a nawet rozchodzili na parę tygodni ... dochodzę do wniosku ,że ta para myśli , że po ślubie już nie będzie łatwo tak od siebie odejść i że będzie lepiej , ale moim zdaniem to nic nie zmieni . Ja nie wyobrażam sobie tak długo zwlekać ze ślubem .. No my wzięliśmy ślub po 8 latach związku, w tym 4 latach wspólnego mieszkania. Rodzice męża męczyli nas już od paru lat kiedy ślub i kiedy ślub. W końcu doszliśmy do wnisku, że musimy przegadać ten temat. I zaczęliśmy rozmowę od tego czy w ogóle bierzemy ślub, czy pozostajemy w wolnym związku, rozważaliśmy wszelkie za i przeciw - od spraw formalnych typu np. możliwość wspólnego rozliczania się, możliwość wizyt w szpitalu i rozmów z lekarzami, możliwość wzięcia kredytu...itp. Po sprawy związane z uczuciami i z tym czy chcemy i czy jesteśmy gotowi założyć rodzinę. Wyszło nam, że tak. W związku z tym rozmawialiśmy na temat tego, czy bierzemy slub cywilny czy kościelny, czy robimy wesele czy nie itp. itd. A potem ruszyły przygotowania. Był to fajny okres w naszym życiu. Dziś obydwoje bardzo się cieszymy, że pojęliśmy taką decyzję, mimo, że teoretycznie w naszym codziennym życiu niewiele się zmieniło. Ale jakoś tak...scementowało? a ja znam kogoś kto się rozstał po 10 latach, może gdyby prędzej wzięli slub nie szukaliby czegoś nowego ;( Bywa i tak, choć małżeństwo też gwarancji nie daje. Jeśli ludzie maą się rozstać to i tak się rozstaną. Po ślubie jest tylko trochę trudniej. Dlatego tak jak pisałam już na forum trzeba o siebie w związku cały czas zabiegać, dbać, a nie osiąść na laurach, że niby już jesteśmy dla siebie zaklepani. Ja jestem z moim narzeczonym od 7 lat, w dniu ślubu będzie 8. Jest nam bardzo dobrze ze sobą, podejrzewam, że ten ślub wiele nie zmieni między nami. Dlaczego bierzemy ślub po 8 latach bycia razem? Wsześniej nie było kasy, możliwości. Teraz też nie jest lepiej, ale ja chce mieć dzieci i chcę to zrobić w odpowiedniej kolejności. Najpierw ślub, potem dzieci. Więc odkładamy, odkładamy, odkładamy i damy radę. Dacie radę na pewno! Powodzenia! Konto usunięte Gość na weselu, Warszawa Napewno dacie radę. Trzymam za was kciuki i życzę powodzenia. My też jesteśmy ze sobą 8 lat i zdecydowaliśmy się na ślub po takim czasie. Dlaczego? Myślę, że podobnie jak koleżanka wyzej czyli brak kasy i ciagłe odkładanie terminu i ozmów na temat ślubu. Również chcemy założyć rodzinę i mieć dzieci ale nie wyobrażam sobie mieć najpierw dziecko a dopieo potem ślub. Zdecydowanie najpierw ślub a potem staranie się o maluszka. No i ostatnie to moja rodzina która zadręczała nas pytaniami "Kiedy ślub?". Oczywiście nikt z rodziny nie pomyślał zadając pytanie skąd mamy wziąść pieniądze na taką imprezkę ale to mały szczegół mało istotny. Zdecydowanym powodem naszej decyzji jednak było dziecko. moi znajomi byli ze sobą 8 lat i się rozstali miesiąc przed ślubem .... Konto usunięte Gość na weselu, Warszawa Oczwiście zapomniałam o naszych znajomych którzy wzięli ślub po 13 latach. Dlaczego? Tak do końca nie wiem jaki był powód ich decyzji. Mogę się tylko domyślać. Ta para miała nam świadkować ale nie będzie bo wzięli ślub. Nie myśleli o ślubie dopuki my nie powiedzieliśmy o naszych planach ślubnych. Po tej informacji bardzo szybko się ogarnęli bo w 1,5 miesiąca i już są po ślubie. Wydaje mi się, że niechcieli być ostatnią parą bez ślubu w naszym kręgu znajomych albo zrobiła to po złości i nie chciała zostać moją świadkową. Wiedziała, że się uparłam żeby moja świadkowa była panienką. Więc albo jedno albo drugie ale to tylko moje domysły biorąc pod uwagę, że wcale o tym nie myśleli. To może lepiej, że Twoją świadkową nie została. Po co Ci nieszczera świadkowa? Konto usunięte Gość na weselu, Warszawa też tak myślę. Dobrze, że to teraz wyszło a nie przed samym ślubem. Dokładnie! Moi znajomi, też wzięli ślub niedługo po nas. Tak się złożyło, że w 3 pary znajomych mieliśmy niezależnie od siebie plany ślubne. A koleżanka z 4 pary zarzuciła nam wręcz, że jak my tak możemy zostawiać ją samą!!! I też szybko zorganizowała ślub. Jakby nto był jakiś wyścig do ołtarza! Głupie to... Konto usunięte Gość na weselu, Warszawa My pobieramy się po 8 latach związku...podobnie jak u dziewczyn...najpierw nie było kasy....później inne sprawy sie pokręciły...no ale w końcu jakoś to sie pouklada ło i teraz jest dobrze.:) ja wezme slub po 7 latach bycia razem, i sporadycznego wpsolnego pomieszkiwania < moja rodzina czesto emigruje srednio na okolo 2-3 miesiace w roku wtedy razem mieszkamy:), i u mnie jest podobnie jak u osoby wypowiadajacej przede mna... bierzemy slub bo chcemy a nie bylo wczesniej takiej mozliwosci ( kasa, studia, itp) poza tym mimo to ze koncze studia w 2010 slub jest w 2011 bo bardzoooo chcialabym uniknac mieszkania z moimi rodzicami lub tesciami po slubie;/ wtecz sobie nie wyobrazam;/ ciagle walki w kuchni, wysluchiwanie '' rad'' tym bardziej ze wywodzimy sie oboje z rodzin gdzie mamusie uwazaja ze zona jest jakby 2 matka;// tzn upierze ugotuje, przytuli co cyca.... i bedzie zyc meza;/ dla tego czekam....... i sie doczekam:)) I bardzo dobrze!!!! A skoro mama i przyszła teściowa mają takie podejście to bądź ostrożna. Brzmi to groźnie! ;-) raczej babcia i tesciowa... bo mieszkam ciagle z babcia bo rodzice jak juz wspomnialam emigruja ciagle, a babcia zywiolowa osoba wszytkich sobie ustawia;] i zasypuje madrymi radami;] podobnie tesciwa.... pamietam jak kiedys wziala mnie '' na strone'' i powiedziala tak.... ''jak przyjdziesz z parcy, a chlop przyjdzie glodny z roboty, zrob mu szybko nalesniki a pozniej bierz sie za gotowanie obiadu'' myslam ze padne;] oczywiscie nie bylabym soba gdybym nie wypowiedizlaa swojego zdania na temat;] Uffff..... niezłą masz teściową. A jaj mężowi przepraszam rączki do d**y przyrosły? ;-) Masakra! Nie cierpię takiego podejścia!!! Choć moja teściowa też stawia przed teściem gorące obiadki! Dobrze, że masz odwagę odpowiedzieć teściowej. stwierdziłam ze nie ma sensu udawac dobrej przykladnej cierpietnicy;/ bo jak przyjde zmecoznaz pracy to nie bede stawac na rzesach zeby ugotowac obiad czy zrobic pranie;/ bo tak trzeba bo to jest glowna cecha dobrej zony;/ ja bede robic tak zeby bylo dobrze ale nie koniecznie tak zeby bylo dobrze mojej '' mamusi'';] oglnie super bede meic tesciwa... ale troche czasu mi zajeło zeby ja wychowac;] I bardzo dobrze! Najważniejsze, żebyście sami między sobą poustalali kwestie prowadzenia waszego domu, tak, żeby wam było wygodnie i dobrze. A teściową, lepiej mieć na odległość. Im większą tym lepiej. Ale nawet mała odległość jest lepsza niż mieszkanie wspólne. To jest jak zawiązywanie kolejnych supełków na pępowinie między mężem a jego mamusią. Potem tę pępowinę baaaaaardzo ciężko przeciąć. On zawsze będzie jej dzidziusiem maniunim kochanym. I jakby mogła to i dupcię by mu do dziś podcierała. A niestety naszym panom jest tak wygodnie, więc się nie uskarżają. ;-) Aby pisać wiadomości, musisz Wejdź na stronę
Przeglądając fora internetowe, nierzadko trafia się na ogłoszenia typu: „odstąpię salę weselną”, „wolny termin ślubu”, „wolna orkiestra – chcę odzyskać zaliczkę”. Dlaczego tak wiele par rozstaje się przed ślubem? Co sprawia, że osoby, które jednego dnia planują wspólną przyszłość, drugiego nie mogą na siebie patrzeć? Poznajcie historie Patrycji, Laury, Przemka i Wiolety. Fot. Depositphotos Jedni przekładają ślub z przyczyn losowych, inni rezygnują z niego z powodów finansowych, jeszcze inni definitywnie kończą związki, dochodząc do wniosku, że dalsze życie we dwoje nie ma sensu. W każdym przypadku „rezygnacja ze ślubu” pociąga za sobą konsekwencje emocjonalne (rozczarowanie, poczucie krzywdy, żal i złość), rodzinne (kłótnie, pretensje, pouczanie) i finansowe (utrata zaliczek za salę weselną, orkiestrę, fotografa, catering, itp.). Jednak wszyscy jednym głosem wtórują: „Lepiej rozstać się przed ślubem, niż po nim”. Porzucający a porzucony Każdy przed ślubem ma pewne obawy. Im bliżej daty ślubu, tym częściej myśli się konsekwencjach własnego wyboru. Nasuwają się pytania: czy to właściwa osoba na całe życie, co będzie za kilka lat? Do tego dochodzi napięcie i stres przy organizacji ślubu i wesela oraz uczucie obowiązku, by wszystkich zadowolić. Małżeństwo to ryzyko. Niektórzy nie nie czują, że warto zaryzykować. Najgorzej czuje się osoba porzucana. Ta, która inicjuje rozstanie, może psychicznie przygotować się do zmiany i w pewnym sensie zaakceptować zaistniałą sytuację. Z badań wynika, że częściej ze ślubu rezygnują kobiety. Najczęściej robią to na kilka miesięcy przed ślubem. Rozstanie to racjonalny efekt przemyśleń nad wątpliwościami, które dotykały je już wcześniej. Panowie odchodzą najczęściej na miesiąc przed, a nawet na kilka dni przed ślubem. Działają bardziej impulsywnie. Fot. Depositphotos Najczęstsze przyczyny rozstań przed ślubem: obawy prze konsekwencjami własnego wyboru WioletaZ moim byłym narzeczonym poznaliśmy się w liceum. Różniliśmy się od siebie, ale właśnie te różnice przyciągały nas do siebie. To był „człowiek – imprezka”, wesoły, zawsze otoczony grupką znajomych, ja raczej byłam outsiderką, spokojną, dobrą uczennicą. To była pierwsza, wielka, namiętna miłość. Po skończeniu szkoły, wyjechaliśmy razem do Anglii. Tam razem zamieszkaliśmy, podjęliśmy pracę. Po jakimś czasie się zaręczyliśmy i zaplanowaliśmy ślub w Polsce. Po trzech latach związku, dopadł nas potworny kryzys. Kłóciliśmy się o obowiązki domowe, gospodarowanie pieniędzmi i jego imprezowanie. Punktem zapalnym był moment, kiedy przyłapałam go na braniu narkotyków. Wiedziałam, że z kolegami „popala trawkę”, ale nie miałam pojęcia, że sięgnął też po amfetaminę. Czułam, że mnie okłamuje. Powtarzał, że to był jeden, jedyny raz, szedł w zaparte, że nie jest uzależniony. Jednak jego zachowanie, wygląd i wieczny brak pieniędzy zdradzały niestety co innego. W grudniu wróciłam do rodziców do Polski, na pół roku przed ślubem. On został w Anglii. Czułam rozgoryczenie, żal. Kochałam go, ale wiedziałam, że z tego związku, małżeństwa nie będzie. On starał się walczyć o mnie, przesyłał kwiaty, pisał piękne listy. Miałam nawet moment zwątpienia, kiedy myślałam, że może warto wrócić i próbować to „reanimować” . Ale w rezultacie, nie podjęłam ryzyka. Wkrótce kogoś poznałam, zauroczyłam się. On też zaczął spotykać się z inną kobietą. Dziś wiem, że to była dobra decyzja. niedojrzałość i obawa przed utratą wolności PatrycjaMój narzeczony zostawił mnie na miesiąc przed ślubem. Byłam zdruzgotana, bo nic nie zapowiadało jego odejścia. Kochałam go i sądziłam, że kocha mnie tak samo (o ile nie mocniej, bo był bardzo wylewny w okazywaniu uczuć). To on nalegał na ślub i wspólne zamieszkanie. Oświadczył mi się po pół roku znajomości. Można powiedzieć, że mieliśmy wszystko: pracę, mieszkanie, wielkie wsparcie rodziców, którzy cieszyli się naszym szczęściem i byli wielkim wsparciem. Wszystko było opłacone i dopięte na ostatni guzik. Goście zaproszeni, suknia odebrana, formalności załatwione, podróż poślubna zarezerwowana, nawet alkohol kupiony. Problemy zaczęły się, kiedy zaczęliśmy remont mieszkania. Chcieliśmy wprowadzić się od razu po ślubie, dlatego tempo przygotowań było ogromne. Praca na różne zmiany, organizacja wesela, a po potem jeszcze remontowanie mieszkania i sprzątanie do późna. Zmęczenie i brak czasu dla siebie spowodowały, że zaczęliśmy się trochę kłócić. Nie spodziewałam się jednak, że go to przerośnie i będzie miało wpływ na jego decyzję o rozstaniu. Po jednej z kłótni powiedział mi, że ma dość, nasz związek nie ma sensu, bo nie potrafimy się dogadać w drobnych sprawach, a co dopiero będzie przy poważniejszych problemach. Tego samego wieczoru, ostentacyjnie pojechał do moich rodziców i powiedział im, że „żadnego ślubu nie będzie”. Byłam taka wściekła, że kazałam mu się wynosić (choć w duchu myślałam, że jak emocje opadną, wróci do mnie skruszony). Nie wrócił. Przyjechali za to jego rodzice, by odzyskać włożone w wesele pieniądze. Chciałam się pogodzić, rozmawiać, proponowałam przełożenie terminu ślubu na później, by dać sobie jeszcze czas, nie robić nic pochopnie, w emocjach. Przecież wciąż się kochaliśmy (przynajmniej ja tak myślałam). Ale on nie walczył, chciał definitywnie zerwać. Nie odbierał ode mnie telefonów. Nie zrobił też nic, aby odwołać wesele. Sama musiałam zadzwonić do gości i powiedzieć, że ślubu nie będzie, zrezygnować z sali, orkiestry, fotografa, powiadomić księdza. Kiedy pytali, co się stało, nie wiedziałam, co im powiedzieć. No bo co, że facet, który jeszcze tydzień wcześniej nosił mnie na rękach, spał ze mną w jednym łóżku i marzył o dziecku, które będzie miało moje moje oczy – teraz stchórzył, odkochał się, uciekł? To było najbardziej upokarzające doświadczenie w moim życiu, czułam się porzucona bez słowa wyjaśnienia. Dziś nie żałuję. Jakoś się pozbierałam, choć z nikim na stałe już się nie związałam. Bardzo bym chciała się zakochać, ale trudno o wartościowego faceta „nie z odzysku”. Z tego co wiem, to mój ex narzeczony ma nową dziewczynę. Chwali się z nią zdjęciami na facebooku, tak jak kiedyś mną. Jeszcze mu nie wybaczyłam i nie zapomniałam doznanej krzywdy. Mam nadzieję, że to jednak tylko kwestia czasu. różnice światopoglądowe PrzemekZ Kasią spotykaliśmy się 10 lat. Była ode mnie sporo młodsza, więc czekałem z oświadczynami, do momentu, kiedy skończy studia, podejmie pracę i będzie pewna swojej decyzji. Oświadczyny przyjęła z radością. Kiedy zaczęliśmy przygotowania do ślubu, po czasie przyznała mi się, że nie chce ślubu kościelnego. Przerażała ją przysięga przed Bogiem, nie wierzyła w coś „na zawsze, do grobowej deski”. Ja jestem osobą wierzącą, pochodzę z praktykującej rodziny. Oboje przez 10 lat akceptowaliśmy swoje odmienne spojrzenia na kwestię wiary i nikt nikogo nie naciskał do zmiany myślenia. Kiedy wcześniej rozmawialiśmy o ślubie, Kasia zapewniała że chciałaby mieć ślub kościelny. Może nie ze względu na wartości etyczne i moralne, a na samą ceremonię: białą suknię, uroczystą przysięgę, marsz Mendelsona. Po 10 latach stwierdziła, że „nie chce być cyniczna” i nie będzie przed nikim udawać. We wszystko wtrąciła się moja rodzina, która stwierdziła, że ślub cywilny to tylko papier, kontrakt i że nie pogodzą się z tym, że będziemy żyć w związku niesakramentalnym, nie będę przyjmować Komunii, będę żyć w grzechu itp. Już od jakiegoś czasu nie podobało im się też jej zachowanie. Od wielu lat była na moim utrzymaniu, opłacałem jej studia, rachunki, kupowałem ubrania, wyjazdy zagraniczne, itp. Ja nie miałem z tym problemu, ale moi rodzice uważali, że nie zależy jej na mnie, tylko na moich pieniądzach. Gdyby było inaczej, to z szacunku do mnie, wzięłaby ślub kościelny. Zaczęliśmy się kłócić, Kasia wyjechała do innego miasta i tam się zatrudniła. Wkrótce podjęła decyzję o rozstaniu. Nie chciałem się z tym pogodzić, była częścią mnie, bardzo ją kochałem. Potem dowiedziałem się, że poznała innego chłopaka i dopiero wtedy przestałem walczyć o to uczucie i powoli układać sobie życie bez niej. Dopiero na dwa miesiące przed datą ślubu, ostatecznie odwołałem termin u księdza i zrezygnowałem z sali, fotografa i kamerzysty. presja rodziny i problemy finansowe LauraTo była pierwsza poważna, aczkolwiek licealna miłość. Przeżyliśmy wspólnie różne piękne, ale i te bardzo trudne chwile. Myślałam, że skoro już tyle nas spotkało i sobie z tym wspólnie poradziliśmy, to już nic nas nie złamie. Po 6 latach on się oświadczył, zaczęły się przygotowania do naszego wymarzonego, małego ślubu. Niestety, z mojej strony nie ma rodziców, kogoś kto by nas wsparł mentalnie i finansowo, więc miało być skromnie. Mieliśmy plany i własne wyobrażenia, które mocno nie zgadzały się z wyobrażeniami rodziców mojego przyszłego męża. Dodatkowo z czasem żądali pokrycia połowy kosztów, mimo iż od wielu lat byłam zdana tylko na siebie i nie stać mnie było na wesele za 28 tys. złotych. Mało tego, chcieli bym wzięła kredyt, jeśli mnie na to nie stać! Kłótnie, nieścisłości, zapraszanie gości tylko dla zasady „by się pokazać” itp. Zupełne nieporozumienie. Mój narzeczony, jedynak, oczko w głowie, bał się przeciwstawić rodzicom, którzy strasznie nim manipulowani. Chciał zadowolić wszystkich, co się oczywiście nie udało. Po 5 miesiącach strasznej nerwówki i wylanych łez, odwołałam ślub. Byłam wykończona psychicznie i fizycznie. Nigdy więcej niedojrzałych mężczyzn, którzy nie umieją walczyć o swoje! Człowiek uczy się na błędach, tylko szkoda, że na swoich. Małżeństwo to decyzja na całe życie. Trzeba podejmować ją z rozwagą, by nie skrzywdzić ani drugiej osoby ani siebie. Jeśli targają nami wątpliwości, warto poczekać ze ślubem, niż żałować swojej decyzji albo się rozwodzić.
Payka Dołączył: 2015-12-15 Miasto: Liczba postów: 327 5 lipca 2018, 15:09 Hej, myślicie że naprawdę istnieje takie coś jak przechodzony związek? Tzn. że zbyt późno/wcale nie bierze się ślubu i przez to związek się rozpada? W sumie to przechodzenie moze być nie tyle powodem rozpadu związku, co objawem słabego związku...Z drugiej strony wydaje mi się, że jest też coś takiego jak zbyt szybkie tempo w związku, które również je niszczy. Istnieją pary, które są ze sobą latami, a po zamieszkaniu razem od razu się rozchodzą - jakby przechodzone, inne wyobrażenie o partnerze w domu. Ale ja sama właśnie że strachu przed późniejszym rozczarowaniem już po dwóch miesiącach zamieszkałam z facetem (podobno im wcześniej tym lepiej, bo lepiej się poznamy...) I uważam to za błąd. Myślę, że to było za szybko, że jeszcze nie zdążyliśmy się dotrzeć w związku i nauczyć się wyznaczać zdrowych granic sobie na wzajem. Zatraciliśmy przez to swoje ja jeden dla myślicie, czy zamieszkanie ze sobą np. po roku to najlepszy wybór? Nie po miesiącu i nie po 5ciu latach? Oczywiście mowa tutaj o ludziach dorosłych ok. 30 lat. A ślub kiedy? Podobno jeśli po dwóch latach związku jeszcze nie wiadomo, czy chce się brać ślub, to związek nie ma sensu... Tutaj również mam na myśli wyłącznie tych którzy chcą wziąć w życiu ślub i mieć do wypowiadania się :) Dołączył: 2010-09-26 Miasto: Wrocław Liczba postów: 5461 5 lipca 2018, 15:16 Moim zdaniem nie ma czegoś takiego jak 'przechodzenie związku' jeśli dwie osoby są dobrze dopasowane. Znam niby taki przypadek - para, która była że sobą ponad 10 lat, ona chciała już zakładać rodzinę, on się nie kwapil do oświadczyn. Rozstali się. Teraz (po 2/3 latach) on ma żonę i dziecko, ona męża i dziecko w drodze. Jakby mu na niej zależało to zalozyliby już dawno rodzinę, bo ona poza nim świata nie widziała. Moim zdaniem to 'przechodzenie' to po prostu bycie że sobą z przyzwyczajenia, bo tak nam wygodnie? Ale wiemy, że druga osoba to nie partner życia, bo wtedy nie miałoby się przed czym wzbraniac Co do drugiego pytania - ja zamieszkałam ze swoim chłopakiem dość szybko, bo po około 6 miesiącach wynajelismy razem mieszkanie, wcześniej u siebie 'pomieszkiwalismy'. Ale my też znaliśmy się długo, zanim zaczęliśmy być że sobą. Jesteśmy razem 3,5 roku, ślubu jeszcze nie planujemy, ale to nie oznacza, że taki temat się u nas nie pojawiał, bo jesteśmy akurat pewni siebie. Po prostu zanim zaczniemy myśleć o zakładaniu rodziny, chcemy najpierw trochę ogarnąć życie Edytowany przez kiiwi 5 lipca 2018, 15:31 5 lipca 2018, 15:23 jesli sie tak naprawde kochacie to nie sadze, by tak sie mialo stac. My wzielismy slub po roku bycia razem. Podejrzewam, ze gdyby nie ciaza to dalej bylibysmy na kocia lape :D Dołączył: 2009-11-11 Miasto: Melbourne Liczba postów: 15311 5 lipca 2018, 15:25 Podobno nie powinno się zawierać małżeństwa przed 5 latami znajomości. Ponoć dopiero wtedy kiedy opadną te wszystkie zauroczenia można naprawdę wystarczająco kogoś uważam żeby odkładanie ślubu zmieniało coś w związku. Oczywiście pod warunkiem, że ludzie są dobrze dobrani i mają takie same oczekiwania co do legalizacji związku, bo jak nie to ślub nie ślub i tak związek będzie fikcją lub się rozpadnie. U mnie ślub był brany po wielu latach znajomości, nie zmienił absolutnie nic, a braliśmy tylko ze względów formalno-prawnych. Zamieszkaliśmy ze sobą jakoś po 2 latach. PamPaRamPamPam 5 lipca 2018, 15:25 Z pierwszym chłopakiem zamieszkałam po 3 latach i od pierwszego dnia była to katastrofa. Męczyliśmy się tak z pół roku, sądząc, że się "dotrzemy", ale nie, było coraz gorzej. Z drugim nie zamieszkałam wcale, bo mieszkaliśmy w różnych miastach i nie łączyło nas nic, co by któreś z nas zmobilizowało do przeprowadzki. Z trzecim - zamieszkaliśmy razem po 3 randkach, ale umówienie się 3 razy zajęło nam pół roku - mieszkaliśmy w różnych krajach. I tak sobie mieszkamy razem od ponad 12 lat (11 po ślubie). Nauczona doświadczeniem z pierwszego związku postanowiłam, że chcę zamieszkać możliwie szybko, żeby nie "zmarnować" kilku lat u boku osoby, która jest kimś innym niż mi się wydaje. Jednak nie uważam, że to najlepsza droga dla każdego. Dołączył: 2018-05-05 Miasto: Liczba postów: 1143 5 lipca 2018, 15:37 moim zdaniem warto na początku porozmawiać o priorytetach żeby się po 10 latach nie okazało, z jedno marzy o ślubie i dzieciach a drugie tego kategorycznie nie chce ;) ale tempo związku to bardzo indywidualna kwestia ;) Sama zamieszkałam z facetem po 3 miesiacach (oficjalnie bo prawie od początku pomieszkiwał u mnie) ale nie zatraciliśmy siebie. Mamy czas dla siebie, bardzo dużo spędzamy czasu razem bo to lubimy. Ale dajemy sobie przestrzeń ;) może to dlatego, ze już byliśmy „starzy” i doskonale wiedzieliśmy jakie są pułapki? Zaręczyliśmy się po trochę ponad 1,5 roku związku, po niecałych trzech będzie ślub. Ale nie było to przymuszane, z obu stron jest chęć. Oboje tez staramy się o siebie, dbamy o te relacje ;)Czy to szybko? Może i tak. Ale oboje jesteśmy już dorośli, trzydziestka za pasem, mamy swoje doświadczenia i doskonale każde z nas zna samego siebie ;) czego od związku wymagamy, czego nigdy nie zaakceptujemy a na co można przymknąć ze nie ma żadnych odgórnych norm i granic. Każdy związek jest inny, każdy człowiek ma inne potrzeby. I każdy ponosi konsekwencje swoich wyborów ;) Dołączył: 2016-03-05 Miasto: Branica Liczba postów: 3287 5 lipca 2018, 15:40 Jeśli ludzie pasują do siebie, kochają i szanują to mogą żyć bez ślubu i będą tworzyć szczęśliwą rodzinę. Czasami "chodzenie ze sobą" trwają wiele lat przez to że dziewczyna z chłopakiem zaczęli już jako nastolatkowie, chcą najpierw skończyć studia, pójść do pracy a dopiero potem jako dorośli i w pełni świadomi ludzie pobrać się - i to jest fajne. Edytowany przez niewiadoma_a 5 lipca 2018, 15:44 Dołączył: 2017-09-05 Miasto: Liczba postów: 9890 5 lipca 2018, 16:04 Jak sytuacja dotyczy młodych osób to wiadomo, że raczej nie mają warunków na poważniejsze decyzje i związek trwa dłużej zanim wkroczy na poważniejsze tory. Natomiast jeśli para ma możliwości lub mogłaby się o te możliwości postarać , a przez dłuższy czas nie zostają podjęte jakieś decyzje to dla mnie to jest znak, że albo komuś (lub obojgu) nie zależy aż tak bardzo lub ktoś nie wie czego od życia chce - dla mnie to byłaby strata czasu i mam kilka koleżanek, które zakończyły związki z tego powodu, że powiedzmy po 3 latach nic nie ruszało do przodu, ani zaręczyny i ślub, ani chociażby wspólne zamieszkanie. Znam też związek, gdzie po 8 latach związku facet wyjechał za granice pracować na wesele i po pól roku napisał list do dziewczyny, ze już nie wraca , bo poznał kogoś innego. Z tamtą nową dziewczyną wziął ślub po roku znajomości, nie czekał te 8 lat. Ja z mężem zamieszkałam dopiero miesiąc przed ślubem , kiedy już mieliśmy zakupione wspólne mieszkanie. Pierwsze rozmowy o jakiejś naszej wizji związku typu ślub itp. były po 3 mies znajomości, a mieliśmy wtedy ja 23 lata i mąż 25 lat. Po niecałym roku były zaręczyny. Edytowany przez Marisca 5 lipca 2018, 16:05 kupoglut 5 lipca 2018, 16:32 Byliśmy razem 10 lat- brak wspólnych planów, mieszkania, obowiązków, nie przetrwało. sadcat 5 lipca 2018, 16:54 dawniej myslalam, ze jest cos takiego, dzis uwazam, ze zamieszkanie razem czy nie zamieszkanie, jesli dana para do siebie pasuje, nic nie zmieni, nic nie popsuje. Sa pary, ktore zyja na kocia lape kilkadziesiat lat, maja 20paro letnie dzieci (moi sasiedzi), jezdza razem na przejazdzki skuterem jak mlodzi :D lub rowerami.
ślub po 10 latach związku